Wywiad

„Myślę, że ona uczy się nawet polskiego”. Kurt Martin opowiada o swoim filmie „Księżycowy kamień dla Monday”

9-letnia Monday jest śmiertelnie chora – przypuszczalnie nie dożyje nawet 16 lat. Dziewczynka jest radosnym australijskim dzieckiem, ma troskliwego ojca i pogodne podejście do życia, a jednak w jej oczach można dostrzec głęboki jak studnia smutek, a także pragnienie przygody i ekscytacji. Marzy o podróży do Księżycowego Kamienia, skały Uluru, nigdy jednak nie przyszłoby jej do głowy wyruszyć w tę drogę u boku przestępcy. W nieszczęśliwym splocie zdarzeń sympatyczny Tyler z drobnego złodzieja staje się zabójcą policjanta. W tej podróży między tą dwójką rodzi się piękna bratersko-siostrzana relacja. Napotykają też plejadę dziwacznych postaci, często wyciągających do nich pomocną dłoń. Mimo policji i zrozpaczonego ojca na tropie, widz nie może powstrzymać nadziei, że tej dwójce los będzie przychylny, choć ich sytuacja zdaje się przesądzona.

Dwoje młodych uciekinierów podróżujących przez pustynny krajobraz w poszukiwaniu wolności i ulgi. Debiutujący reżyser Kurt Martin zamienia tę poruszającą i porywającą historię „Urodzonych morderców w wersji light” w film drogi dla widza w każdym wieku.

Gert Hermans: Tyler nie jest takim ot, drobnym przestępcą – mówimy o zabójcy policjanta.

Kurt Martin: Mogłem pewnie zrobić z Tylera okazjonalnego złodziejaszka, ale zależało mi na silnym motywie odkupienia w przypadku tej postaci. Myślę, że każdy na widowni jest gotów wybaczyć mu na końcu tej podróży, tym niemniej Tyler jest w pewnym sensie stracony od samego początku.

Monday to chyba najfajniejsze dziecko, jakie znam. W mgnieniu oka kradnie ci serce. Czy ona jest taka genialna z natury?

Ashlyn (Louden-Gamble, odtwórczyni roli Monday) jest najlepsza! Potrafi śpiewać, tańczyć, pisać i grać – myślę, że ona uczy się nawet polskiego. Uważam, że Ashlyn jest po prostu fantastyczna z natury – ma to w sobie od urodzenia – a ja jestem jej największym fanem! Monday z drugiej strony rozwija się, ucząc się od Tylera i wszystkich dziwacznych postaci, które poznaje po drodze. Na koniec słucha świetnej muzyki, a nawet przygarnia czerwone conversy Tylera – uwielbiam ten motyw.

Dlaczego Księżycowy Kamień? Co Monday pragnie tam odnaleźć?

Uwielbiam, kiedy nadajesz bohaterowi jakiś kierunek – wyznaczasz miejsce przeznaczenia. Pomysł Księżycowego Kamienia wziął początek od matki, która zmarła przed wieloma laty. Od tamtej pory w głowie Monday toczy się ta wewnętrzna walka z sumieniem, którą ma nadzieję zakończyć przy Uluru. To tylko pomysł, który zrodził się w jej głowie. Też miewałem takie za dziecka. Od urodzenia miałem bardzo dużą wadę wzroku, a mój ojciec zwykł powtarzać rzeczy w stylu: jeśli się skaleczysz i wejdziesz do oceanu, słona woda pomoże zagoić ranę. Wskakiwałem więc do oceanu i trzymałem oczy otwarte pod wodą, a potem wychodziłem z nabrzmiałymi, przekrwionymi ślepiami. Tego typu pomysły masz w głowie, będąc dzieckiem.

Zdaniem, które najbardziej mnie poruszyło, jest pewnie: „She died on a Monday” („Zmarła w poniedziałek” – o matce Monday). Cóż za genialny sposób, by przekazać widzom tę jakże delikatną i trudną wiadomość.

Kiedy piszesz scenariusz, dopada cię pokusa, by podać widzom wszystko na tacy. Wszystko dopowiedzieć. Ale w przypadku tej kwestii naprawdę chciałem, żeby odbiorca sam wykonał pracę. Dziękuję, że zwróciłeś na to uwagę.

Tyler ma dobry gust do samochodów. Kradnie wyłącznie niesamowite, kultowe auta. Masz naprawdę świetne oko w tej kwestii.

Stary, nic nie wiem o samochodach! Gdybym wiedział, w życiu nie wybrałbym tego grata do zdjęć. Musieliśmy prowadzić go przez 30 godzin przez australijską pustynię. Dla nowego wozu to nie problem. Ale ten miał 50 lat! Notorycznie się psuł! Dla mnie kolorem Tylera w całym filmie jest czerwony, nic więc dziwnego, że kradnie czerwony samochód. Przemyciłem też żółtego vana, jako nieśmiały ukłon w stronę „Małej miss”.

Dlaczego „Mała miss”?

Ten film po prostu zwala mnie z nóg za każdym razem, gdy go oglądam. Tak naprawdę moim ulubionym filmem jest „Miasto Boga”. Z niego też wziąłem parę elementów. I sporą inspiracją była „Alicja w Krainie Czarów”.

Twój film faktycznie dzieli ze światem Alicji wspaniałą plejadę przedziwnych postaci i pięknych szaleńców, których bohaterowie poznają po drodze. Co ta podróż mówi o prawdziwej duszy Australii? Poza tym, że na pustyni można grać w golfa?

Wiesz, że my naprawdę mamy pole golfowe pośrodku pustyni? Rozwaliła mnie ta informacja – musiałem umieścić ten wątek w filmie. Australia jest niezmiernie wielokulturowa. Znajdziesz tu naprawdę wspaniałych ludzi. Łatwo jest oceniać książkę po okładce, ale jeśli wczytasz się głębiej, zobaczysz, że każdy z nas boryka się z jakimiś problemami. Możesz wyciągnąć z życia znacznie więcej, okazując ludziom empatię. Tak robi Monday w stosunku do każdej napotkanej osoby. Mam poniekąd nadzieję, że takie właśnie przesłanie widownia odczyta z tego filmu.

Monday ma cierpliwego, pełnego oddania ojca. Wraz z rozwojem akcji jego postać zaczyna coraz bardziej przypominać typowego mściciela w niekończącej się pogoni, rodem z Hollywood.

Droga ojca prowadzi do akceptacji. Musi puścić Monday wolno, nie może do końca życia trzymać jej pod kloszem mieszkania i karmić lekami. Monday musi świecić jasnym światłem, nawet jeśli tylko przez krótką chwilę.

Przez cały film bohaterom towarzyszy królik. Jak ci się pracowało z Bekonem?

To był koszmar! Przez połowę filmu zamiast królika podstawialiśmy poduszkę – tylko nie mów nikomu! (śmiech) Żartuję oczywiście. Mieliśmy na planie specjalistę, który opiekował się Bekonem, a Ashlyn zdążyła się z nim nawet zaprzyjaźnić. Podarowałem jej zresztą królika w ramach podziękowania za całą ciężką pracę, jaką włożyła w ten film.

Jak to się stało, że Brian Jonestown Massacre (i inne zespoły) znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmu?

Dorastałem w latach 90. i kocham ten rodzaj muzyki. Mieliśmy jednak bardzo ograniczony budżet, więc i ja musiałem się mocno ograniczać, gdy chodziło o dobór utworów.

Przypuszczam, że „Księżycowy kamień dla Monday” nie był oryginalnie przeznaczony dla młodej widowni. Czy kręcąc ten obraz, podejrzewałbyś, że pewnego dnia będzie pokazywany na polskim festiwalu młodego widza? Jakie to uczucie?

Nie miałem pojęcia! Zawsze chciałem nakręcić film. To było moje marzenie – tak jak marzeniem Monday jest dotrzeć do Księżycowego Kamienia. Więc szczerze mówiąc, jestem po prostu niezmiernie szczęśliwy, że udało mi się to zrobić. A to, że został wybrany przez taki festiwal jak Ale Kino!, jest po prostu niesamowite! Wszyscy jesteśmy zaskoczeni, ale też przeszczęśliwi i podekscytowani. I dumni, że możemy być częścią programu Ale Kino!. Chciałem przekazać gorące podziękowania za zaproszenie do udziału! Mam nadzieję, że film się wam spodoba.