Recenzja

Kwiatek dla mamy - Barbara Kowalewska o "Dzieciaki sobie radzą"

Dzieci radzą sobie „same”, gdy mają rozumiejących dorosłych za plecami. I przyjaciół.

Długometrażowy debiut koreańskiego reżysera zaskakuje dojrzałością. Dziecięcy świat jest w jego filmie wiarygodny – ze wszystkimi niuansami. Dziewięcioletni Da-yi ukazany zostaje w sytuacji niezwykle trudnej – jego mama, ciężko chora, jest w szpitalu. Ojciec decyduje się na przeprowadzkę i nasz bohater trafia do nowej szkoły. Taty wciąż nie ma, bo dużo pracuje, żeby starczyło na opłacanie terapii żony. Zmiany piętrzą się więc w życiu chłopca i stanowią dla niego nie lada wyzwanie.

Radzić sobie

Polski tytuł filmu odnosi się do sytuacji, w której znalazł się Da-yi i wyzwań, którym próbuje stawić czoło. Gdy nie ma mamy i taty, trzeba próbować robić to, co oni. Z karteczką w ręku, licząc kolejne przystanki, chłopiec uczy się, jak dojechać autobusem do szpitala, żeby móc samemu odwiedzać mamę. Trzeba zrobić pranie, nawet jeśli pralka nie chce słuchać. Trzeba się uczyć, a w czasie zabawy patrzeć na zegarek, żeby nie spóźnić się na odwiedziny do szpitala. I trzeba zdobyć sobie przyjaciół. Mały Da-yi podejmuje różne wyzwania, żeby brak rodziców jakoś zrekompensować. Jednego nie potrafi zrobić: przyznać się przed innymi dziećmi, że mama jest chora, żeby nie czuć się gorszym. Przekonuje się jednak wkrótce, że łatwiej sobie z tym radzić, gdy przyjaciele o tym wiedzą i cię akceptują. Gdy matka zostaje przeniesiona do innego szpitala, bardzo daleko od miejsca zamieszkania chłopca, to właśnie dzięki przyjaciołom udaje mu się tam dotrzeć po wielu perypetiach.

Dorosłe zaplecze

Owa samodzielność nie byłaby jednak możliwa bez dyskretnej, troskliwej obecności różnych dorosłych, nawet jeśli ta obecność jest doraźna. I to Lee Ji-Won świetnie pokazał. Mama, rozmawiająca z Da-yi, ojciec, który powoli uczy się być z synem (a nie tylko obok), mądra, pełna ciepła nauczycielka, wyczulona na emocjonalne sygnały dziecka, gotowi do pomocy przygodni ludzie – personel szpitala, pacjentki czy policjanci, których działanie wykracza poza suche procedury – od zachowania każdego z nich zależy, czy nasz bohater będzie „sam” sobie dobrze radził. Nawet jeśli w klasie jest chłopiec, który mu dokucza, a ojciec nie zawsze umie się nim zająć, Da-yi doświadcza też dużo dobra. W filmie wyraźnie widzimy, które zachowania dorosłych pomagają dziecku dojrzewać w sposób przyspieszony, a które nasilają lęki, wycofanie i pogłębiają samotność. Kiedy na przykład Da-yi dowiaduje się od koleżanki, że mama nie pozwoliła jej kiedyś odwiedzać w szpitalu babci, bo ta „nie mogłaby odpoczywać”, chłopiec na ileś dni przestaje jeździć do swojej mamy. Przecież mógłby jej zaszkodzić!

Kiedy zakwitnie kwiat

Da-yi podarowuje mamie kwiatek w doniczce, który wiosną ma zakwitnąć na żółto, „kiedy już wrócisz do domu, mamo”. Ona codziennie podlewa roślinę aż do dnia, w którym pudło z jej rzeczami i kwiat w doniczce lądują w domu. Chłopiec jest pewien, że mama wróciła, tymczasem przewieziono ją do ośrodka opieki paliatywnej. Razem z przyjaciółmi dziewięciolatek wyrusza do oddalonej dzielnicy, żeby zawieźć jej roślinę, która właśnie zakwitła. Przygody po drodze sprawiają, że kwiat więdnie, więc żeby go ratować, Da-yi decyduje się posadzić go w ziemi. Ten gest można rozumieć szerzej – jako zdolność do reagowania z akceptacją na to, co się wydarza. Taki proces przechodzi Da-yi. Dzięki tej przemianie, trosce dorosłych i przyjaźni z rówieśnikami w pewnym momencie znowu będzie zdolny do tego, by się uśmiechać i angażować w zabawę.

Barbara Kowalewska

 

„Dzieciaki sobie radzą” (Korea Południowa 2021), reż. Lee Ji-Won