Wywiad

Dobrze jest czasem zmienić zdanie. Z Johanne Helgeland, reżyserką filmu „Wszyscy za jednego”, rozmawia Kuba Armata

Grudzień 1942 roku, Norwegia. Dwoje żydowskich dzieci, Sarah i Daniel, ukrywa się w piwnicy Otta i Gerdy. Żyją w ciągłym strachu, a ich marzeniem jest przedostanie się do dalekiej, neutralnej Szwecji. Kiedy Otto i Gerda odkrywają ich obecność, dziewczynka postanawia im pomóc.

Kuba Armata: Akcja „Wszyscy za jednego” rozgrywa się w Norwegii podczas II wojny światowej. Twoi młodzi bohaterowie z uwagi na żydowskie pochodzenie zmuszeni są do ucieczki przed prześladowaniami. Trudny temat łączysz z formułą kina przygodowego, a tym samym rozrywkę z walorami edukacyjnymi.

Johanne Helgeland: To był główny powód, dla którego chcieliśmy opowiedzieć tę historię. Zdawaliśmy sobie sprawę, że skoro adresujemy nasz film do młodej publiczności, nie może być zbyt realistyczny i dosłowny. To stanowiło dla mnie największe wyzwanie, bo Holocaust oraz sytuacja żydowskich dzieci podczas II wojny światowej jest wyjątkowo trudnym i wymagającym tematem. Chciałam jednak podejść do tego uczciwie, opowiedzieć o istocie zła, co początkowo przerodziło się w wątpliwości, czy całość nie będzie zbyt ciężka. W efekcie za pomocą obrazu musieliśmy wykreować taki sposób opowiadania, w którym widzowie będą dobrze się czuli. Stąd protagonistka, dziewczynka o imieniu Gerda, jest typem ciekawskiej, aktywnej, lubiącej przygody bohaterki. Postrzega otaczającą ją rzeczywistość do pewnego stopnia w sposób baśniowy, co było dla mnie cenną wskazówką do tego, jak przekazać tę trudną historię.

Gerda jest zresztą zafascynowana postaciami trzech muszkieterów z powieści Aleksandra Dumasa. Czy w świecie, w którym dzieci w jednej chwili muszą dorosnąć, ich nieskrępowana wyobraźnia stanowi rodzaj bariery ochronnej?

Z pewnością. W ogóle uważam, że dzieci mają unikatową i bardzo cenną umiejętność pozytywnego odbioru świata, widzenia w nim dobra, nawet jeżeli rzeczywistość wygląda zgoła odmiennie. Wraz z wiekiem ta zdolność niestety zanika. Dorośli widzą tylko ciemność. Czasami jest mi bardzo wstyd za nich i ich zachowania, które przyczyniają się do rujnowania świata. Przecież największymi ofiarami konfliktów zbrojnych są właśnie dzieci. Teraz niestety dobrze to widać, bo od czasów II wojny światowej nie było tylu uchodźców, co obecnie. Połowa z nich to dzieci poniżej 16 roku życia. Dorośli powinni zdawać sobie sprawę, że każdy konflikt pomiędzy nimi angażuje też najmłodszych, niezależnie od ich woli.

„Wszyscy za jednego” jest twoim reżyserskim debiutem. Skąd pomysł, by adresowany był on do młodego widza?

To był projekt, który od samego początku bardzo mi się spodobał, ale długo czekał na swój czas. Mieliśmy po drodze sporo problemów i powiedzieliśmy sobie, że jeżeli i tym razem nie uda się zebrać pieniędzy, rezygnujemy. Czułam, iż to ważne, bo sama też jestem matką. Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo lubiłam filmy dla dzieci, które młodego widza traktowały jak poważnego partnera. Na tym bardzo mi zależało. By pod warstwą przygody przekazywał on coś naprawdę ważnego dla dzieci, bo przecież to one są prawdziwymi bohaterami tej opowieści.

Jakie emocje towarzyszyły twoim dzieciom, kiedy oglądały ten film?

Widziały go wiele razy i mamy nawet z tego powodu pewien rodzinny żart. Za każdym razem, kiedy zastanawiamy się w naszym gronie, jaki film chcielibyśmy dzisiaj zobaczyć, podpuszczam je, że może nie pamiętają zbyt dobrze „Wszyscy za jednego”. A w odpowiedzi słyszę: „O nie, znowu?!” (śmiech). Chyba są już tym solidnie zmęczone.

Jak trafiłaś na czwórkę swoich młodych aktorów?

Zorganizowaliśmy casting, ale z uwagi na to, że dysponowaliśmy ograniczonym budżetem, nie mogliśmy sobie pozwolić na przesłuchanie 1000 dzieci. Ostatecznie pojawiło się około 100 młodych osób i dość szybko udało nam się wybrać te najbardziej odpowiednie. Znacznie trudniej było z chłopcami. Oni są nieco starsi, w efekcie weszli już w ten wiek, w którym mają większą świadomość, niektóre rzeczy są dla nich wstydliwe, wydają się nieco pozamykani. Z dziewczynkami było inaczej, bo one miały łatwiejszy, bardziej naturalny dostęp do większego spektrum wyrażanych emocji.

Jeden z chłopców, Otto, brat Gerdy, początkowo wyraża fascynację ideologią nazistowską. Co twoim zdaniem mogło być w tym dla niego atrakcyjnego?

Otto jest nieco zagubionym chłopcem. Nie ma wokół siebie wielu przyjaciół, może czuć się na co dzień trochę samotny, wyobcowany. Lubi też, kiedy wszystko składa się w jedną całość, a logika pozwala mu wytłumaczyć, co się przytrafiło jego rodzicom. Łatwiej wtedy wskazać mu „winnych”. Poza tym jego najlepszy przyjaciel jest synem lidera nacjonalistów. Być może podąża za tym, co mówi mu ten chłopiec, że to właściwa rzecz, w którą należy wierzyć. Przez pryzmat historii myślę, że w 1942 roku znacznie trudniej było jasno określić, co jest dobre, a co złe. Nie dotyczyło to zresztą tylko dzieci, ale i wielu dorosłych, mających poważne moralne dylematy. W naszym filmie chcieliśmy też podkreślić, że czasem dobrze jest we właściwym momencie zmienić zdanie. To bardzo ludzkie zachowanie.

Jak twoi młodzi aktorzy zareagowali na scenariusz? Wiele rozmawiałaś z nimi o historii?

Da się zauważyć, że dzisiaj dzieci wiedzą coraz mniej o II wojnie światowej. Mieliśmy zatem coś na kształt lekcji historii. Opowiadamy historię norweskich Żydów mieszkających w Oslo w latach 30. i 40. Porozmawialiśmy o Holocauście, odwiedziliśmy te miejsca, co miało przygotować naszych młodych aktorów do ról. Myślę, że „Wszyscy za jednego” może być ważnym filmem w kontekście edukacji, bo to droga do zainicjowania rozmowy na temat minionych tragicznych wydarzeń. Co ciekawe, w Norwegii do tej pory nie powstał ani jeden film o II wojnie światowej zrealizowany z myślą o młodym widzu. Za każdym razem adresatami byli dorośli.

Z czego to twoim zdaniem wynika?

To dobre pytanie, na które nie znajduję jasnej odpowiedzi. Pamiętam, że gdy w dzieciństwie trafiałam na takie filmy, to rzeczywiście były one przeznaczone dla dużo starszej widowni. Kiedy zaczynaliśmy prace nad „Wszyscy za jednego”, miałam wrażenie, że choć scenariusz się podoba, nie dostaliśmy początkowo finansowania, bo uznano, iż ten temat może być dla dzieci za trudny.

Co chciałabyś, żeby młodzi widzowie wynieśli z twojego filmu?

Przede wszystkim zależy mi na tym, żeby po obejrzeniu filmu zaczęli zadawać pytania. W ich rodzinach prawdopodobnie jest wiele historii, o których nigdy nie słyszeli, a jestem przekonana, że mogliby się z nich sporo nauczyć. Warto porozmawiać z dziadkami, bo wiele z tych świadectw powinno zostać opowiedzianych i przekazanych z pokolenia na pokolenie. Chciałabym też, aby dorośli podjęli to wyzwanie i rozmawiali ze swoimi pociechami także o tych trudnych tematach, jak choćby Holocaust. Dzieci muszą zdawać sobie sprawę, że konkretne zachowania pociągają za sobą określone konsekwencje, ale nawet jeśli coś zmierza w złym kierunku, zawsze można się zreflektować i to zatrzymać.